Co? Dlatego płakała? Przecież to cudowna wiadomość! Będziemy rodzicami! Ee...chwila. Jedi nie mogą mieć dzieci. Oj, to trochę komplikuje sytuację. Ale fajnie! Ciekawe czy będę mieć synka czy córeczkę? A jak Rada się dowie? No i Królowa Naboo nie pozwoli Padme być dłużej senatorem. Wylecę z Zakonu. Jak je nazwiemy? Ciekawe po kim będzie miało oczka. A jeśli Padme coś się stanie? Czemu ona tak dziwnie się na mnie patrzy? A no tak. Już drugi raz dzisiaj śmieję się jak wariat. A ona? Nadal smutna? Nie, już się uśmiecha. To dobrze.
-Padme to cudowna wiadomość. Nie martw się. Mocy niech będą dzięki, myślałem, że stało się coś złego.
-A nie stało się?
Patrzy na mnie, a w jej oczach widzę strach i miłość. Ona też już kocha to dziecko. Tak samo jak ja, chociaż wiem o nim dopiero od kilku minut. Powinienem się bać. W końcu to chyba koniec mojej kariery w Zakonie, mojej przyjaźni z Obi Wanem. Ale jestem szczęśliwy, tak bardzo szczęśliwy.
-Nie! Wreszcie możemy przestać ukrywać naszą miłość! Niech się dowiedzą.
-Nie możemy! Anakinie, musimy się ukrywać. Ty jesteś najlepszym Jedi, Zakon potrzebuje cię do wygrania wojny.
-Kiedy ja nie chcę dłużej być w Zakonie - krzyczę - Chcę wyjechać. Na zawsze. Zapomnieć o tej wojnie i o wszystkim co się zdarzyło. Chcę być z tobą i naszym dzieckiem. Żyć w spokoju i nie musieć się martwić o jutro. Padme ja chcę tylko abyś była bezpieczna, ja ...
Sygnał nadchodzącej wiadomości przerywa mi w pół słowa. Patrzę na nią przepraszającym wzrokiem. Mówię bezgłośnie słowo ''Świątynia" po czym wychodzę na balkon. Widok jak zwykle zapiera mi dech w piersiach. Ta planeta to jedno wielkie miasto, ale ma w sobie coś urokliwego, co zawsze chce się oglądać i wracać do tego. Niechętnie włączam komunikator i odbieram połączenie. Moim oczom ukazuje się Yoda wraz z jakimś starszym Jedi z laboratorium. To będzie długi dzień.
-Mistrzu Yoda.
-Witaj, Skywalkerze. Sprawę mam. Na miejscu jesteś?
-Nie, Mistrzu. Wyszedłem na spacer. Czy coś się stało?
-Odkryliśmy coś. Zobaczyć to powinieneś. Bądź prędko.
Rozłącza się.
-Już idę - odpowiadam w pustkę.
Stoję milcząc na balkonie. Niecałe dwie godziny temu dał mi przepustkę i już mnie wzywa? Co ja powiem Padme? Dopiero się spotkaliśmy a ja już muszę iść do Świątyni.
-Musisz isć prawda??
Ten głos działa na mnie odprężająco. Kojarzy mi się z domem i bezpieczeństwem. To głos który kocham. Oddałbym za nią życie.
-Podsłuchiwałaś?
Pytam z udawanym oburzeniem.
-Oskarżasz mnie o takie rzeczy, Mistrzu Skywalker? Już ja panu pokażę!
Moja żona, jeśli tylko chce, potrafi wyglądać na prawdę groźnie.
-Ja tylko mówię, że albo podsłuchałaś, albo jak mnie nie było zamieniłaś się w Jedi. Skąd te umiejętności, Pani Senator? Czy ja o czymś nie wiem?
-Nie wiesz o bardzo wielu rzeczach. Także o czymś co wykształceni ludzie nazywają intuicją!
Jak ona ślicznie wygląda gdy się śmieje. Znaczy się ona zawsze jest śliczna. Najpiękniejsza.
-Dobrze więc, moja wykształcona osobo, masz rację. Wracam do Zakonu. Nie wiem po co, powiedzieli tylko, ze to pilne. Przepraszam. Wrócę na kolację, obiecuję. A właśnie co dziś jemy?
Znowu śmiech. Nie umiem się powstrzymać i biegnę ją uściskać. W jej ramionach czuję się spokojnie. Nikt nic ode mnie nie wymaga, gdy jestem tutaj. Całuję ją i czuję, jak odpływa ze mnie całe napięcie ostatnich miesięcy. Tak, to jest miejsce, w którym chciałbym pozostać całą wieczność.
-Idź już, mój bohaterze. A kolacją się nie przejmuj. W końcu czy zrobiłam ci kiedyś coś niedobrego do jedzenia?
Całuję ją jeszcze raz, po czym zeskakuję z balkonu prosto na jakąś taksówkę powietrzną. I tak coraz niżej i niżej aż do ziemi. Świątynio-nadchodzę! Zaczynam biec.
**********
Dziesięć minut później wchodzę do laboratorium. Yoda stoi przed holo wyświetlaczem zapatrzony w wykresy, cyfry, słowa. Jaka szkoda, że nie mogłem zostać z Padme. Jeśli to wezwanie okaże się jakąś
głupotą, to nie ręczę za siebie.
-Mistrzu, wzywałeś mnie - mówię i siadam obok mistrza. Milczy. Typowe. Teraz przez godzinę będzie siedział i testował moją cierpliwość. Skoro to takie ważne, że przerwał moją przepustkę to niech gada. Pomedytuje sobie później z tym nadętym mistrzem Windu. O wilku mowa. A co ma Mace do tego? W ich obecności czuję się jak małe dziecko, na które bezustannie należy krzyczeć.
-Anakinie, wezwaliśmy cię tu nie bez powodu - zaczyna ciemnoskóry mistrz - Chodzi o tę dziewczynkę którą przyprowadziłeś, Beli Ossu.
-Czy coś nie w porządku? Nie zdała testu? Mam ją oddać rodzinie?
NIe wierzę, żeby coś poszło nie tak. Mała była przecież taka silna. A jeśli coś jej się stało? Jeśli ktoś ją skrzywdził? Nie, to nie możliwe. W takim razie o co chodzi?
-Spójrz, Anakinie.
Yoda wskazuje na hologram, na którym pokazuje się wykres.
-Tutaj jest przedstawiona liczba midichlorianów w krwi przeciętnego Jedi- mówi Windu- a tu dla porównania wynik twojej krwi.
Drugi słupek jest znacznie wyższy. Ale to przecież oczywiste, wiem o tym od kiedy skończyłem dziewięć lat. Po co mi go pokazują?
-Wybaczcie, Mistrzowie , ale nie do końca rozumiem cel naszego spotkania.
-Popatrz, Skywalkerze. To wynik Beli Ossu. Zaskakujące jest to.
Pojawia się kolejny słupek. Niższy od mojego ale sporo wyższy od średniego wyniku. Co to oznacza? Czy ona jest jednym z najpotężniejszych Jedi? A nawet jeśli, to powinna to ustalić Rada a nie ja.
-Druga najpotężniejsza Mocą osoba w Zakonie - mów Windu- Ale to nie przypadek. Anakinie, mamy podejrzenie, że to jest twoja siostra. Zbadaliśmy wasze DNA. Prawie identyczne.
To nie możliwe. Shmi nie miała dzieci oprócz mnie.
-A matka Beli? Nie możemy być rodzeństwem, bo mamy inne matki a ja przecież nie mam ojca. Jej tata na pewno nie jest moim.
- Geny nie kłamią. Będziemy kontynuować badania. Jeśli dowiemy się czegoś istotnego na pewno zostaniesz poinformowany.
-Dziękuję. Czy mogę już odejść?
Mój głos brzmi bardzo słabo. Jestem wstrząśnięty tym, co przed chwilą usłyszałem. Mam siostrę? Nie no coś tu nie gra. Ona pochodzi ze środkowego pasa, nie z zewnętrznego. Nie ma między nami podobieństwa. Tylko oczy, włosy i... Nie, nie, nie. Coś się tu komuś pomieszało.
-Jedną jeszcze rzecz do ciebie mamy. Beli nauczyciela potrzebuje. Silnego. Zapanować nad nią umieć musi. Twoim padawanem ona zostanie. Gdy z przepustki wrócisz, szkolenie zacznie. A teraz idź, młody Skywalkerze. Wrażenie mam, że spieszy ci się odpoczywać.
Nawet nie zdałem sobie sprawy, że wstałem. Żegnam się z Mistrzami i wychodzę. Idę zatopiony w myślach. Dlaczego moja siostra ma być moją uczennicą? Czy to w ogóle jest moja siostra? Dlaczego ją spotkałem? Czy na pewno nie mam ojca? Kto mógłby nim być? Czego oczekuje ode mnie Rada? Jaka jest wola Mocy względem mnie? Dlaczego całe moje życie się ostatnio komplikuje? Co mam zrobić dalej? Z zamyślenia wyrywa mnie ciche pikanie komunikatora. To Padme. No nie. Włóczyłem się przez trzy godziny. A kolacja? Ona się na pewno niepokoi. A przecież nie powinna się denerwować.
-Gdzie jesteś? Jedzenie gotowe od godziny.
-Już idę. Przepraszam musiałem pomyśleć chwilę. Zaraz będę. Kocham cie.
-Ja też cię kocham, Annie.
Biegnę prosto do jej mieszkania. Otwiera mi drzwi w błękitnym szlafroku i rzuca się mi na szyję. Trwamy tak chwilę, aż mój brzuch daje o sobie znać burczeniem. Siadamy przy stole, a robot kucharz podaje nam jedzenie. Przez całą kolację plotkujemy i rozmawiamy o błahostkach. Jak zwykli ludzie, nie senator i obrońca pokoju. Te beztroskie chwile z nią sprawiają, że czuję się dobrze i nie popadam w depresję. Jak ja ją kocham. Tego się nie da wyrazić słowami. Po posiłku biorę kąpiel. Ciepła woda zmywa ze mnie wspomnienia ostatniej misji. Czuję się bardziej wypoczęty. Wracam do salonu. Moja żona spi na kanapie. Wygląda tak ślicznie. Biorę ją delikatnie na ręce, aby jej nie obudzić. Gdy ją niosę szlafrok zsuwa się z jej brzucha. Tego nie będzie się dało wkrótce zakryć. No cóż, nie będę się tym martwił teraz. Kładę Padme na łóżku i gaszę światło. Chwilę potem ja tez się kładę, przytulam ją i udaję się tam, gdzie idą umysły Jedi gdy śpią.
________________________________________________________
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz