Co? Dlatego płakała? Przecież to cudowna wiadomość! Będziemy rodzicami! Ee...chwila. Jedi nie mogą mieć dzieci. Oj, to trochę komplikuje sytuację. Ale fajnie! Ciekawe czy będę mieć synka czy córeczkę? A jak Rada się dowie? No i Królowa Naboo nie pozwoli Padme być dłużej senatorem. Wylecę z Zakonu. Jak je nazwiemy? Ciekawe po kim będzie miało oczka. A jeśli Padme coś się stanie? Czemu ona tak dziwnie się na mnie patrzy? A no tak. Już drugi raz dzisiaj śmieję się jak wariat. A ona? Nadal smutna? Nie, już się uśmiecha. To dobrze.
-Padme to cudowna wiadomość. Nie martw się. Mocy niech będą dzięki, myślałem, że stało się coś złego.
-A nie stało się?
Patrzy na mnie, a w jej oczach widzę strach i miłość. Ona też już kocha to dziecko. Tak samo jak ja, chociaż wiem o nim dopiero od kilku minut. Powinienem się bać. W końcu to chyba koniec mojej kariery w Zakonie, mojej przyjaźni z Obi Wanem. Ale jestem szczęśliwy, tak bardzo szczęśliwy.
-Nie! Wreszcie możemy przestać ukrywać naszą miłość! Niech się dowiedzą.
-Nie możemy! Anakinie, musimy się ukrywać. Ty jesteś najlepszym Jedi, Zakon potrzebuje cię do wygrania wojny.
-Kiedy ja nie chcę dłużej być w Zakonie - krzyczę - Chcę wyjechać. Na zawsze. Zapomnieć o tej wojnie i o wszystkim co się zdarzyło. Chcę być z tobą i naszym dzieckiem. Żyć w spokoju i nie musieć się martwić o jutro. Padme ja chcę tylko abyś była bezpieczna, ja ...
Sygnał nadchodzącej wiadomości przerywa mi w pół słowa. Patrzę na nią przepraszającym wzrokiem. Mówię bezgłośnie słowo ''Świątynia" po czym wychodzę na balkon. Widok jak zwykle zapiera mi dech w piersiach. Ta planeta to jedno wielkie miasto, ale ma w sobie coś urokliwego, co zawsze chce się oglądać i wracać do tego. Niechętnie włączam komunikator i odbieram połączenie. Moim oczom ukazuje się Yoda wraz z jakimś starszym Jedi z laboratorium. To będzie długi dzień.
-Mistrzu Yoda.
-Witaj, Skywalkerze. Sprawę mam. Na miejscu jesteś?
-Nie, Mistrzu. Wyszedłem na spacer. Czy coś się stało?
-Odkryliśmy coś. Zobaczyć to powinieneś. Bądź prędko.
Rozłącza się.
-Już idę - odpowiadam w pustkę.
Stoję milcząc na balkonie. Niecałe dwie godziny temu dał mi przepustkę i już mnie wzywa? Co ja powiem Padme? Dopiero się spotkaliśmy a ja już muszę iść do Świątyni.
-Musisz isć prawda??
Ten głos działa na mnie odprężająco. Kojarzy mi się z domem i bezpieczeństwem. To głos który kocham. Oddałbym za nią życie.
-Podsłuchiwałaś?
Pytam z udawanym oburzeniem.
-Oskarżasz mnie o takie rzeczy, Mistrzu Skywalker? Już ja panu pokażę!
Moja żona, jeśli tylko chce, potrafi wyglądać na prawdę groźnie.
-Ja tylko mówię, że albo podsłuchałaś, albo jak mnie nie było zamieniłaś się w Jedi. Skąd te umiejętności, Pani Senator? Czy ja o czymś nie wiem?
-Nie wiesz o bardzo wielu rzeczach. Także o czymś co wykształceni ludzie nazywają intuicją!
Jak ona ślicznie wygląda gdy się śmieje. Znaczy się ona zawsze jest śliczna. Najpiękniejsza.
-Dobrze więc, moja wykształcona osobo, masz rację. Wracam do Zakonu. Nie wiem po co, powiedzieli tylko, ze to pilne. Przepraszam. Wrócę na kolację, obiecuję. A właśnie co dziś jemy?
Znowu śmiech. Nie umiem się powstrzymać i biegnę ją uściskać. W jej ramionach czuję się spokojnie. Nikt nic ode mnie nie wymaga, gdy jestem tutaj. Całuję ją i czuję, jak odpływa ze mnie całe napięcie ostatnich miesięcy. Tak, to jest miejsce, w którym chciałbym pozostać całą wieczność.
-Idź już, mój bohaterze. A kolacją się nie przejmuj. W końcu czy zrobiłam ci kiedyś coś niedobrego do jedzenia?
Całuję ją jeszcze raz, po czym zeskakuję z balkonu prosto na jakąś taksówkę powietrzną. I tak coraz niżej i niżej aż do ziemi. Świątynio-nadchodzę! Zaczynam biec.
**********
Dziesięć minut później wchodzę do laboratorium. Yoda stoi przed holo wyświetlaczem zapatrzony w wykresy, cyfry, słowa. Jaka szkoda, że nie mogłem zostać z Padme. Jeśli to wezwanie okaże się jakąś
głupotą, to nie ręczę za siebie.
-Mistrzu, wzywałeś mnie - mówię i siadam obok mistrza. Milczy. Typowe. Teraz przez godzinę będzie siedział i testował moją cierpliwość. Skoro to takie ważne, że przerwał moją przepustkę to niech gada. Pomedytuje sobie później z tym nadętym mistrzem Windu. O wilku mowa. A co ma Mace do tego? W ich obecności czuję się jak małe dziecko, na które bezustannie należy krzyczeć.
-Anakinie, wezwaliśmy cię tu nie bez powodu - zaczyna ciemnoskóry mistrz - Chodzi o tę dziewczynkę którą przyprowadziłeś, Beli Ossu.
-Czy coś nie w porządku? Nie zdała testu? Mam ją oddać rodzinie?
NIe wierzę, żeby coś poszło nie tak. Mała była przecież taka silna. A jeśli coś jej się stało? Jeśli ktoś ją skrzywdził? Nie, to nie możliwe. W takim razie o co chodzi?
-Spójrz, Anakinie.
Yoda wskazuje na hologram, na którym pokazuje się wykres.
-Tutaj jest przedstawiona liczba midichlorianów w krwi przeciętnego Jedi- mówi Windu- a tu dla porównania wynik twojej krwi.
Drugi słupek jest znacznie wyższy. Ale to przecież oczywiste, wiem o tym od kiedy skończyłem dziewięć lat. Po co mi go pokazują?
-Wybaczcie, Mistrzowie , ale nie do końca rozumiem cel naszego spotkania.
-Popatrz, Skywalkerze. To wynik Beli Ossu. Zaskakujące jest to.
Pojawia się kolejny słupek. Niższy od mojego ale sporo wyższy od średniego wyniku. Co to oznacza? Czy ona jest jednym z najpotężniejszych Jedi? A nawet jeśli, to powinna to ustalić Rada a nie ja.
-Druga najpotężniejsza Mocą osoba w Zakonie - mów Windu- Ale to nie przypadek. Anakinie, mamy podejrzenie, że to jest twoja siostra. Zbadaliśmy wasze DNA. Prawie identyczne.
To nie możliwe. Shmi nie miała dzieci oprócz mnie.
-A matka Beli? Nie możemy być rodzeństwem, bo mamy inne matki a ja przecież nie mam ojca. Jej tata na pewno nie jest moim.
- Geny nie kłamią. Będziemy kontynuować badania. Jeśli dowiemy się czegoś istotnego na pewno zostaniesz poinformowany.
-Dziękuję. Czy mogę już odejść?
Mój głos brzmi bardzo słabo. Jestem wstrząśnięty tym, co przed chwilą usłyszałem. Mam siostrę? Nie no coś tu nie gra. Ona pochodzi ze środkowego pasa, nie z zewnętrznego. Nie ma między nami podobieństwa. Tylko oczy, włosy i... Nie, nie, nie. Coś się tu komuś pomieszało.
-Jedną jeszcze rzecz do ciebie mamy. Beli nauczyciela potrzebuje. Silnego. Zapanować nad nią umieć musi. Twoim padawanem ona zostanie. Gdy z przepustki wrócisz, szkolenie zacznie. A teraz idź, młody Skywalkerze. Wrażenie mam, że spieszy ci się odpoczywać.
Nawet nie zdałem sobie sprawy, że wstałem. Żegnam się z Mistrzami i wychodzę. Idę zatopiony w myślach. Dlaczego moja siostra ma być moją uczennicą? Czy to w ogóle jest moja siostra? Dlaczego ją spotkałem? Czy na pewno nie mam ojca? Kto mógłby nim być? Czego oczekuje ode mnie Rada? Jaka jest wola Mocy względem mnie? Dlaczego całe moje życie się ostatnio komplikuje? Co mam zrobić dalej? Z zamyślenia wyrywa mnie ciche pikanie komunikatora. To Padme. No nie. Włóczyłem się przez trzy godziny. A kolacja? Ona się na pewno niepokoi. A przecież nie powinna się denerwować.
-Gdzie jesteś? Jedzenie gotowe od godziny.
-Już idę. Przepraszam musiałem pomyśleć chwilę. Zaraz będę. Kocham cie.
-Ja też cię kocham, Annie.
Biegnę prosto do jej mieszkania. Otwiera mi drzwi w błękitnym szlafroku i rzuca się mi na szyję. Trwamy tak chwilę, aż mój brzuch daje o sobie znać burczeniem. Siadamy przy stole, a robot kucharz podaje nam jedzenie. Przez całą kolację plotkujemy i rozmawiamy o błahostkach. Jak zwykli ludzie, nie senator i obrońca pokoju. Te beztroskie chwile z nią sprawiają, że czuję się dobrze i nie popadam w depresję. Jak ja ją kocham. Tego się nie da wyrazić słowami. Po posiłku biorę kąpiel. Ciepła woda zmywa ze mnie wspomnienia ostatniej misji. Czuję się bardziej wypoczęty. Wracam do salonu. Moja żona spi na kanapie. Wygląda tak ślicznie. Biorę ją delikatnie na ręce, aby jej nie obudzić. Gdy ją niosę szlafrok zsuwa się z jej brzucha. Tego nie będzie się dało wkrótce zakryć. No cóż, nie będę się tym martwił teraz. Kładę Padme na łóżku i gaszę światło. Chwilę potem ja tez się kładę, przytulam ją i udaję się tam, gdzie idą umysły Jedi gdy śpią.
________________________________________________________
.
niedziela, 21 czerwca 2015
wtorek, 16 czerwca 2015
Ciemność jest częścią jasności 3
-Ale wielka!
Mała biegnie prosto w stronę schodów świątyni. Ciekawe, co takiego powie o niej Rada. Czuję powiew wiatru i patrze w stronę apartamentów senackich. Padme. Jest gdzieś tam. Chyba o tej porze ma zebranie. Nie mogę się doczekać gdy znów ją przytulę, dotknę jej skóry, jej włosów, poczuję ten uspokajający, cudowny zapach. Tak pachnie dom. Wzdycham ciężko. Jeśli zaraz mam się spotkać z Radą Jedi, to muszę chociaż na chwile o niej zapomnieć.
-Beli nie tak szybko! Do chwili oddania cie Radzie opiekuje się tobą, a uwierz mi nie chcę cię przyprowadzić połamanej i z krwawiącym nosem!
Patrzę na nią z dezaprobatą. Jejku, ta wojna tak mnie postarza, że nie rozumiem już dzieci, a zaczynam zachowywać się jak stary mistrz.Nie no, mam przecież dopiero 22 lata! Coś trzeba z tym zrobić. Chyba mam pomysł.
-Albo wiesz co? -mała patrzy na mnie podejrzliwie - Kto ostatni przy bramie, ten stara bantha.
Beli zaczyna piszczeć i biegnie w górę schodów. Po co się spieszyć. Idę spacerkiem, a i tak wygram. Ale wtedy ona będzie smutna. No a przecież coś sobie obiecałem. Okej, jestem bardzo podatny na pochopne działania pod wpływem uroku małych dzieci. Oho, Beli pokonuje ostatnie stopnie czas pobiegać. To takie proste, choć kiedyś wydawało się niewykonalne, żeby kilkaset metrów pokonać w trzy sekundy. Biorę ją na ręce, i biegnę do drzwi.
-No i mamy remis!
-Czyli nikt nie jest starą banthą!
Dziewczynka chichocze. Ten dźwięk jest na prawdę cudowny. Jakby to było słyszeć go codziennie? Chwila o czym ja myślę? Jestem Jedi i dzieci nie wchodzą w grę. Ale czy czuję się Jedi? Czy potrafię się wyrzekać emocji?
-Mistrzu Skywalker, dobrze cię widzieć - O nie. naszą zabawę widziała mistrzyni Che. Ale mi się dostanie. Ej, ej czy mi się tylko wydaje czy ona się uśmiecha? Ona na prawdę potrafi się uśmiechnąć, a to dziwne. Ale czy ona śmieje się dlatego że... no tak, ja sam uśmiecham się jak wariat. Stawiam małą z powrotem na ziemi.
-Witaj, Mistrzyni. Czy coś się stało? -pytam
-Na szczęście nic czym musiałbyś się niepokoić. Chciałabym obejrzeć twoją rękę. Nie było cię trzy miesiące a wiesz, że zwłaszcza teraz chcemy uniknąć kłopotów.
-Zgoda. -burczę w odpowiedzi. Fakt, to nie było zbyt miłe, ale po co ona czepia sie mojej ręki? - Odprowadzę tylko rekrutkę Beli Ossu na posiedzenie Rady i zjawię się u ciebie.
-Będę cię oczekiwać w szpitalu- mówi. Oboje skłaniamy głowy, i każde z nas idzie w swoja stronę.
-Mam wrażenie, że jej nie lubisz- odzywa się cichutki głos za moimi plecami. Odwracam się. Beli patrzy na mnie wielkimi, błękitnymi oczami. -Te wszystkie uprzejmości były sztuczne.
Skąd ona to wie? Świetnie odczytuje emocje.
-To typowe. Musimy okazywać sobie wzajemny szacunek. A teraz chodź, bo się spóźnimy.
**********
Stoimy przed wejściem do sali posiedzeń Rady. Ona bardzo zestresowana. Ja myślący tylko o mojej najukochańszej.
-Nie martw się. Zadadzą ci kilka pytań, zrobią kilka testów i po sprawie- Dobrze, że ona nie wie jak ja się czułem, gdy pierwszy raz stanąłem przed Mistrzami
-A jeśli już się nie zobaczymy?- W jej oczach widać smutek.
-Zobaczymy się, obiecuję.
W tym momencie otwierają się drzwi sygnalizując,że Beli ma wejść.
-Nie powinieneś składać obietnic, których nie możesz dotrzymać.-szepcze. Hej chwila! Przecież to słowa mojego mistrza.
-Ja po prostu mam nadzieję. -Mówię do Beli, gdy zamykają się za nią drzwi.
**********
-Anakinie z twoja ręką wszystko w porządku- mówi mistrzyni Che. No oczywiście! Co niby miałoby być nie w porządku. -Ta mała...gdzie ją znalazłeś?
-Na statku, którym tu wróciłem- odpowiadam - To nie był przypadek, to wola Mocy.
-Bardzo do ciebie podobna.
Co? To że mamy takie same oczy nie świadczy o podobieństwie.
-Nie zauważyłem. Czy mogę już iść? Jestem zmęczony i chciałbym odpocząć po podróży.
-Oczywiście.
Mistrzyni nie protestuje. Wstaję z łóżka, ubieram się i zbieram moje rzeczy. Padme, Padme! Nareszcie! Już zaraz tam będę. Idę do wyjścia najszybszym, nie wyglądającym podejrzanie krokiem.
-Anakinie! - Obracam się zdziwiony.
-Tak, Mistrzyni?
-Przy najbliższej okazji powiem Mistrzowi Kiiirta, że następne poszukiwania opiekunki dla młodych rekrutów ma zacząć od ciebie.
Oboje się śmiejemy. Żegnam ją i opuszczam szpital. Całą resztę drogi do dzielnicy senackiej pokonuję biegiem. Jednym długim skokiem ląduję na balkonie tak dobrze znanego mi apartamentu. Jest tutaj. Siedzi na kanapie i ...płacze?! O nie! Coś musiało się stać! Szybkim krokiem wbiegam do środka i przytulam ją. Oboje trwamy tak chyba całą wieczność. Nie mogę się nią nacieszyć. Jest taka cudowna. Taka śliczna!
-Kochanie co się stało? Powiedz. Pomogę ci. Każde twoje zmartwienie jest też moim zmartwieniem. Tylko powiedz o co chodzi. Proszę.
Patrzy na mnie chwilę, a w jej oczach widzę radość pomieszaną z przerażeniem. Po chwili bierze głębszy oddech i zaczyna mówić.
- Ja nie wiem jak ci to powiedzieć, ja nie...nie potrafię ja. Anakinie, będziemy mieli dziecko.
________________________________________________________________
Mam nadzięję, że rozdział się podobał :) Jeśli tak napiszcie w komentarzach.
~Ms.Skywalker
Mała biegnie prosto w stronę schodów świątyni. Ciekawe, co takiego powie o niej Rada. Czuję powiew wiatru i patrze w stronę apartamentów senackich. Padme. Jest gdzieś tam. Chyba o tej porze ma zebranie. Nie mogę się doczekać gdy znów ją przytulę, dotknę jej skóry, jej włosów, poczuję ten uspokajający, cudowny zapach. Tak pachnie dom. Wzdycham ciężko. Jeśli zaraz mam się spotkać z Radą Jedi, to muszę chociaż na chwile o niej zapomnieć.
-Beli nie tak szybko! Do chwili oddania cie Radzie opiekuje się tobą, a uwierz mi nie chcę cię przyprowadzić połamanej i z krwawiącym nosem!
Patrzę na nią z dezaprobatą. Jejku, ta wojna tak mnie postarza, że nie rozumiem już dzieci, a zaczynam zachowywać się jak stary mistrz.Nie no, mam przecież dopiero 22 lata! Coś trzeba z tym zrobić. Chyba mam pomysł.
-Albo wiesz co? -mała patrzy na mnie podejrzliwie - Kto ostatni przy bramie, ten stara bantha.
Beli zaczyna piszczeć i biegnie w górę schodów. Po co się spieszyć. Idę spacerkiem, a i tak wygram. Ale wtedy ona będzie smutna. No a przecież coś sobie obiecałem. Okej, jestem bardzo podatny na pochopne działania pod wpływem uroku małych dzieci. Oho, Beli pokonuje ostatnie stopnie czas pobiegać. To takie proste, choć kiedyś wydawało się niewykonalne, żeby kilkaset metrów pokonać w trzy sekundy. Biorę ją na ręce, i biegnę do drzwi.
-No i mamy remis!
-Czyli nikt nie jest starą banthą!
Dziewczynka chichocze. Ten dźwięk jest na prawdę cudowny. Jakby to było słyszeć go codziennie? Chwila o czym ja myślę? Jestem Jedi i dzieci nie wchodzą w grę. Ale czy czuję się Jedi? Czy potrafię się wyrzekać emocji?
-Mistrzu Skywalker, dobrze cię widzieć - O nie. naszą zabawę widziała mistrzyni Che. Ale mi się dostanie. Ej, ej czy mi się tylko wydaje czy ona się uśmiecha? Ona na prawdę potrafi się uśmiechnąć, a to dziwne. Ale czy ona śmieje się dlatego że... no tak, ja sam uśmiecham się jak wariat. Stawiam małą z powrotem na ziemi.
-Witaj, Mistrzyni. Czy coś się stało? -pytam
-Na szczęście nic czym musiałbyś się niepokoić. Chciałabym obejrzeć twoją rękę. Nie było cię trzy miesiące a wiesz, że zwłaszcza teraz chcemy uniknąć kłopotów.
-Zgoda. -burczę w odpowiedzi. Fakt, to nie było zbyt miłe, ale po co ona czepia sie mojej ręki? - Odprowadzę tylko rekrutkę Beli Ossu na posiedzenie Rady i zjawię się u ciebie.
-Będę cię oczekiwać w szpitalu- mówi. Oboje skłaniamy głowy, i każde z nas idzie w swoja stronę.
-Mam wrażenie, że jej nie lubisz- odzywa się cichutki głos za moimi plecami. Odwracam się. Beli patrzy na mnie wielkimi, błękitnymi oczami. -Te wszystkie uprzejmości były sztuczne.
Skąd ona to wie? Świetnie odczytuje emocje.
-To typowe. Musimy okazywać sobie wzajemny szacunek. A teraz chodź, bo się spóźnimy.
**********
Stoimy przed wejściem do sali posiedzeń Rady. Ona bardzo zestresowana. Ja myślący tylko o mojej najukochańszej.
-Nie martw się. Zadadzą ci kilka pytań, zrobią kilka testów i po sprawie- Dobrze, że ona nie wie jak ja się czułem, gdy pierwszy raz stanąłem przed Mistrzami
-A jeśli już się nie zobaczymy?- W jej oczach widać smutek.
-Zobaczymy się, obiecuję.
W tym momencie otwierają się drzwi sygnalizując,że Beli ma wejść.
-Nie powinieneś składać obietnic, których nie możesz dotrzymać.-szepcze. Hej chwila! Przecież to słowa mojego mistrza.
-Ja po prostu mam nadzieję. -Mówię do Beli, gdy zamykają się za nią drzwi.
**********
-Anakinie z twoja ręką wszystko w porządku- mówi mistrzyni Che. No oczywiście! Co niby miałoby być nie w porządku. -Ta mała...gdzie ją znalazłeś?
-Na statku, którym tu wróciłem- odpowiadam - To nie był przypadek, to wola Mocy.
-Bardzo do ciebie podobna.
Co? To że mamy takie same oczy nie świadczy o podobieństwie.
-Nie zauważyłem. Czy mogę już iść? Jestem zmęczony i chciałbym odpocząć po podróży.
-Oczywiście.
Mistrzyni nie protestuje. Wstaję z łóżka, ubieram się i zbieram moje rzeczy. Padme, Padme! Nareszcie! Już zaraz tam będę. Idę do wyjścia najszybszym, nie wyglądającym podejrzanie krokiem.
-Anakinie! - Obracam się zdziwiony.
-Tak, Mistrzyni?
-Przy najbliższej okazji powiem Mistrzowi Kiiirta, że następne poszukiwania opiekunki dla młodych rekrutów ma zacząć od ciebie.
Oboje się śmiejemy. Żegnam ją i opuszczam szpital. Całą resztę drogi do dzielnicy senackiej pokonuję biegiem. Jednym długim skokiem ląduję na balkonie tak dobrze znanego mi apartamentu. Jest tutaj. Siedzi na kanapie i ...płacze?! O nie! Coś musiało się stać! Szybkim krokiem wbiegam do środka i przytulam ją. Oboje trwamy tak chyba całą wieczność. Nie mogę się nią nacieszyć. Jest taka cudowna. Taka śliczna!
-Kochanie co się stało? Powiedz. Pomogę ci. Każde twoje zmartwienie jest też moim zmartwieniem. Tylko powiedz o co chodzi. Proszę.
Patrzy na mnie chwilę, a w jej oczach widzę radość pomieszaną z przerażeniem. Po chwili bierze głębszy oddech i zaczyna mówić.
- Ja nie wiem jak ci to powiedzieć, ja nie...nie potrafię ja. Anakinie, będziemy mieli dziecko.
________________________________________________________________
Mam nadzięję, że rozdział się podobał :) Jeśli tak napiszcie w komentarzach.
~Ms.Skywalker
czwartek, 11 czerwca 2015
Ciemność jest częścią jasności 2
-Panie Anakinie! Za 10 standardowych minut wejdziemy w atmosferę Coursant.
-Dziękuję.
Kobieta opuszcza mój pokój. Wreszcie, po ośmiu dniach podróży zejdę z tego statku. O nie. Beli. Wlepia we mnie swój wzrok. Odwracam się i podchodzę do łóżka na którym siedzi.
-Więc już się nie pobawimy - mówi ze smutkiem.
-To może chociaż powiesz mi kto wygra naszą bitwę?
Mówię wskazując na figurki. Jednak próba poprawienia jej humoru nic nie daje.
-To bez znaczenia! Ciebie już nie będzie! Znowu zostanę z rodziną, która nawet mnie nie chce.
Zaczyna rzucać figurkami po pomieszczeniu. Zdaje się być bardzo smutna. Jej oczy stają się wilgotne. Czy ona ma zamiar płakać? O nie! Żadne dziecko nie będzie płakać z mojego powodu! Nigdy!
-Posłuchaj. Wysłałem twoją krew do analizy w Świątyni. Rada orzekła, że możesz dołączyć do grona naszych uczniów. Jeśli chcesz.
Spoglądam na nią. Na jej twarzy powoli widać kolejne emocje. Zdziwienie, strach, radość mieszają się ze sobą. W jakimś nagłym przypływie euforii mała zaczyna skakać naokoło mnie.
-Spokojnie moja panno - mówię śmiejąc się- najpierw potrzebuję zgody twoich rodziców.
Beli przestaje skakać, ale w jej oczach wciąż tańczą wesołe iskierki. Uśmiech ma od ucha do ucha. Jejku, ona jest na prawdę śliczna.
-Straciłam nadzieję, że to powiesz - mówi szeptem.
-Pamiętaj, nadzieję należy mieć zawsze - uśmiecham się widząc jej radość - chodźmy do rodziców.
No, Annie, rusz się i pomóż tej małej, słodkiej dziewczynce. Wstaję i ruszam w stronę sterowni. Mała wyprzedza mnie i biegnie prosto do ojca piszcząc ze szczęścia. Kolejny cudowny dźwięk. Idę za nią. Ale czy to na pewno dobry pomysł, aby poszła do Świątyni? Nie lepiej byłoby jej tu, u rodziny? A może jest za duża. Zna rodziców. Tak jak ja matkę. Ile razy ja podjąłem nierozważną decyzję tylko dlatego, że nie umiem wyrzec się miłości? Nie. Nie mogę o tym myśleć. Każdy powinien mieć możliwość poznania swojej Mocy. Każdy, kto jest do tego zdolny, powinien być szkolony. Beli miała rację. Jeśli Zakon będzie działać tak jak teraz, zbyt wielu sytaci nadzieję.
-Dziękuję.
Kobieta opuszcza mój pokój. Wreszcie, po ośmiu dniach podróży zejdę z tego statku. O nie. Beli. Wlepia we mnie swój wzrok. Odwracam się i podchodzę do łóżka na którym siedzi.
-Więc już się nie pobawimy - mówi ze smutkiem.
-To może chociaż powiesz mi kto wygra naszą bitwę?
Mówię wskazując na figurki. Jednak próba poprawienia jej humoru nic nie daje.
-To bez znaczenia! Ciebie już nie będzie! Znowu zostanę z rodziną, która nawet mnie nie chce.
Zaczyna rzucać figurkami po pomieszczeniu. Zdaje się być bardzo smutna. Jej oczy stają się wilgotne. Czy ona ma zamiar płakać? O nie! Żadne dziecko nie będzie płakać z mojego powodu! Nigdy!
-Posłuchaj. Wysłałem twoją krew do analizy w Świątyni. Rada orzekła, że możesz dołączyć do grona naszych uczniów. Jeśli chcesz.
Spoglądam na nią. Na jej twarzy powoli widać kolejne emocje. Zdziwienie, strach, radość mieszają się ze sobą. W jakimś nagłym przypływie euforii mała zaczyna skakać naokoło mnie.
-Spokojnie moja panno - mówię śmiejąc się- najpierw potrzebuję zgody twoich rodziców.
Beli przestaje skakać, ale w jej oczach wciąż tańczą wesołe iskierki. Uśmiech ma od ucha do ucha. Jejku, ona jest na prawdę śliczna.
-Straciłam nadzieję, że to powiesz - mówi szeptem.
-Pamiętaj, nadzieję należy mieć zawsze - uśmiecham się widząc jej radość - chodźmy do rodziców.
No, Annie, rusz się i pomóż tej małej, słodkiej dziewczynce. Wstaję i ruszam w stronę sterowni. Mała wyprzedza mnie i biegnie prosto do ojca piszcząc ze szczęścia. Kolejny cudowny dźwięk. Idę za nią. Ale czy to na pewno dobry pomysł, aby poszła do Świątyni? Nie lepiej byłoby jej tu, u rodziny? A może jest za duża. Zna rodziców. Tak jak ja matkę. Ile razy ja podjąłem nierozważną decyzję tylko dlatego, że nie umiem wyrzec się miłości? Nie. Nie mogę o tym myśleć. Każdy powinien mieć możliwość poznania swojej Mocy. Każdy, kto jest do tego zdolny, powinien być szkolony. Beli miała rację. Jeśli Zakon będzie działać tak jak teraz, zbyt wielu sytaci nadzieję.
wtorek, 9 czerwca 2015
Ciemność jest częścią jasności 1
Kolejny, nużący dzień. Najgorsze w lataniu było czekanie, aż się osiągnie cel. I co tu niby robić, od trzech dni nic, tylko leżę i wpatruję się w sufit czekając na informację że dolecieliśmy. Beznadzieja. Podskakuję słysząc ciche pukanie. Gdzie w dzisiejszych czasach zamiast dzwonić się puka? A tak byłbym zapomniał. Lecę statkiem z poprzedniej epoki, który chyba dawno nie widział w stoczni.
-Proszę!
krzyczę na tyle głośno, aby mnie usłyszano. Patrzę w stronę drzwi i widzę małą dziewczynkę. Jak ona miała na imię? A tak, Beli. wydaje sie być przerażona. Usmiecham sie ciepło w nadziei że ją to ośmieli. Odwzajemnia sie tym samym. Ta mała jest na prawdę słodka. Chwila, ale czemu ona wskakuje na moje łóżko?!
-Hej, pobawi się pan ze mną? Proszę!
Że co? Czy ja wyglądam na niańkę? Jestem Jedi nie opiekunem dla dzieci. Patrze w stronę dziewczynki. W jej oczach dostrzegam błaganie. I jak tu odmówić? Ale tak właściwie czemu przyszła z tym do mnie, skoro ma siedmioro rodzeństwa?
-Dlaczego nie pobawisz się z kimś z twojej rodziny-pytam.
-Oni nie rozumieją.
-Czego nie rozumieją, Beli?
Mała patrzy na mnie ze zdziwieniem. Po chwili otrząsa się i patrzy mi prosto w oczy.
-Pamiętasz moje imię?
-Oczywiście, że tak-odpowiadam- A ty pamiętasz moje?
-Ty jesteś pan Anakin.
-Zgadza się- mówię, a ona chichocze. To taki śliczny dźwięk. Pełen beztroski i radości. Zupełnie szczery i niewymuszony. Szkoda, że na wojnie coraz rzadziej się śmiejemy. Biorę ją na ręce i unoszę do góry. Jest lekka. Zbyt lekka jak na swój wiek.
-To powiesz mi w końcu czego nie rozumie twoje rodzeństwo?
-My jesteśmy inni. Ty wiesz. Widziałam jak skaczesz tak bardzo wysoko jak nikt nie umie. Upadasz z dużej wysokości i nic ci się nie dzieje.
Sadzam ją na łóżko i wpatruje się w nią z niedowierzaniem.
-Jesteś Jedi- mówi po chwili namysłu Beli, a mi odbiera zdolność mówienia. Byłem taki ostrożny, jej rodzice niczego nie podejrzewają, a zdemaskowało mnie dziecko?
-Dlaczego tak sądzisz?-pytam jej nadal nie wierząc w to co usłyszałem. Przecież ona ma dopiero trzy lata!
-Wcale nie mam trzech lat, tylko cztery!Jesteś nieostrożny. Kto to? Ta kobieta o której teraz myślisz? Jest bardzo ładna.
Skąd ona wie o czym myślałem? Natychmiast wznoszę bariery wokół mojego umysłu upewniając się, że są szczelne. Wpatruję się w dziecko i dopiero po chwili uświadamiam sobie, że mam otwarte usta. Szybko je zamykam.
-Kto jeszcze wie o twoich zdolnościach?
-Rodzeństwo. Powiedzieli kiedyś rodzicom, że widzieli jak duszę węże nie dotykając ich. Ale nikt im nie uwierzył. Po pierwsze oni zawsze zmyślają a po drugie, ja się panicznie boję węży. Wszyscy moi bracia i siostry się mnie boją. Dlatego przyszłam się z panem pobawić. Nikt inny mnie nie chce. Rodzicom jestem nie potrzebna. Oni nie chcieli ósmego dziecka.
Zapada pełna napięcia cisza. I co ja mam powiedzieć? Pocieszyć ją? Powiedzieć, że wszystko będzie dobrze? Przecież jej nie okłamię. Lekko sąduję ja poprzez moc. Jest potężna. Znalazłem dziecko wrażliwe na Moc! Świątynia musi się dowiedzieć!
- Dobra, Beli to w co się bawimy?
Pytam z uśmiechem, a mała piszczy radośnie.
_______________________________________________________________________________
To pierwszy rozdział :) mam nadzieję, że siż podobał.
Ms.Skywalker
-Proszę!
krzyczę na tyle głośno, aby mnie usłyszano. Patrzę w stronę drzwi i widzę małą dziewczynkę. Jak ona miała na imię? A tak, Beli. wydaje sie być przerażona. Usmiecham sie ciepło w nadziei że ją to ośmieli. Odwzajemnia sie tym samym. Ta mała jest na prawdę słodka. Chwila, ale czemu ona wskakuje na moje łóżko?!
-Hej, pobawi się pan ze mną? Proszę!
Że co? Czy ja wyglądam na niańkę? Jestem Jedi nie opiekunem dla dzieci. Patrze w stronę dziewczynki. W jej oczach dostrzegam błaganie. I jak tu odmówić? Ale tak właściwie czemu przyszła z tym do mnie, skoro ma siedmioro rodzeństwa?
-Dlaczego nie pobawisz się z kimś z twojej rodziny-pytam.
-Oni nie rozumieją.
-Czego nie rozumieją, Beli?
Mała patrzy na mnie ze zdziwieniem. Po chwili otrząsa się i patrzy mi prosto w oczy.
-Pamiętasz moje imię?
-Oczywiście, że tak-odpowiadam- A ty pamiętasz moje?
-Ty jesteś pan Anakin.
-Zgadza się- mówię, a ona chichocze. To taki śliczny dźwięk. Pełen beztroski i radości. Zupełnie szczery i niewymuszony. Szkoda, że na wojnie coraz rzadziej się śmiejemy. Biorę ją na ręce i unoszę do góry. Jest lekka. Zbyt lekka jak na swój wiek.
-To powiesz mi w końcu czego nie rozumie twoje rodzeństwo?
-My jesteśmy inni. Ty wiesz. Widziałam jak skaczesz tak bardzo wysoko jak nikt nie umie. Upadasz z dużej wysokości i nic ci się nie dzieje.
Sadzam ją na łóżko i wpatruje się w nią z niedowierzaniem.
-Jesteś Jedi- mówi po chwili namysłu Beli, a mi odbiera zdolność mówienia. Byłem taki ostrożny, jej rodzice niczego nie podejrzewają, a zdemaskowało mnie dziecko?
-Dlaczego tak sądzisz?-pytam jej nadal nie wierząc w to co usłyszałem. Przecież ona ma dopiero trzy lata!
-Wcale nie mam trzech lat, tylko cztery!Jesteś nieostrożny. Kto to? Ta kobieta o której teraz myślisz? Jest bardzo ładna.
Skąd ona wie o czym myślałem? Natychmiast wznoszę bariery wokół mojego umysłu upewniając się, że są szczelne. Wpatruję się w dziecko i dopiero po chwili uświadamiam sobie, że mam otwarte usta. Szybko je zamykam.
-Kto jeszcze wie o twoich zdolnościach?
-Rodzeństwo. Powiedzieli kiedyś rodzicom, że widzieli jak duszę węże nie dotykając ich. Ale nikt im nie uwierzył. Po pierwsze oni zawsze zmyślają a po drugie, ja się panicznie boję węży. Wszyscy moi bracia i siostry się mnie boją. Dlatego przyszłam się z panem pobawić. Nikt inny mnie nie chce. Rodzicom jestem nie potrzebna. Oni nie chcieli ósmego dziecka.
Zapada pełna napięcia cisza. I co ja mam powiedzieć? Pocieszyć ją? Powiedzieć, że wszystko będzie dobrze? Przecież jej nie okłamię. Lekko sąduję ja poprzez moc. Jest potężna. Znalazłem dziecko wrażliwe na Moc! Świątynia musi się dowiedzieć!
- Dobra, Beli to w co się bawimy?
Pytam z uśmiechem, a mała piszczy radośnie.
_______________________________________________________________________________
To pierwszy rozdział :) mam nadzieję, że siż podobał.
Ms.Skywalker
poniedziałek, 8 czerwca 2015
przywitanie
Hej! Jestem Ms.Skywalker, czyli Magda, lat 15. Będę pisać opowiadania o bohaterach Star Wars- moja własna wersja wydarzeń po ,,Ataku Klonów".
Mam nadzieję że spodobają się wam moje pomysły.
~Ms.Skywalker
Mam nadzieję że spodobają się wam moje pomysły.
~Ms.Skywalker
Subskrybuj:
Posty (Atom)